Pochodzi ze Stalowej Woli. Od wielu lat mieszka w Rzeszowie.
Pierwsza wzmianka o jej twórczości poetyckiej ukazała się w 1995 roku w Almanachu „Cieniutka kładka niepewności”. Przez długi czas pisała wiersze do szuflady a od ponad dwóch lat poezja ponownie zagościła w jej życiu.

Należy do Koła Młodych przy Związku Literatów Polskich w Rzeszowie i do Klubu Poetów Podkarpacia „Perły” w Mielcu. Na spotkaniach poetyckich prezentuje wiersze i chciałaby wydać w najbliższym czasie tomik. W maju 2017 r. wzięła udział w III Rzeszowskiej Nocy Poezji, gdzie otrzymała wyróżnienie. Myślą przewodnią jest dla niej to, co powiedziała poetka Anna Kamieńska, że poezja jest tylko sposobem dojrzewania, dlatego nie wstydzi się słabszych wierszy – są etapami, dochodzeniem, samookreślaniem.

Romantyk
Obezwładniam  cię
swym ciałem
odkrywam wzrokiem
jak pająk swą sieć
ustami kładę
różnorakie pieczątki
na twym ciele
mocno wpuszczam oddech
byś uleciał w jaskrawe
 przestworza
głowę kładę
w otwarty tunel

i tak przeistaczam się
w inną kobietę
i tak jestem w swym
żywiole

Entuzjastyczny ogród
W entuzjastycznym ogrodzie
znajdę zaszczytne miejsce
zasadzę tam siebie
z napisem- dla ciebie

A  gdy wiosen przybędzie
zabrzmi etiuda
wiatr zacznie rozrzucać
włosy na wspak
korowód białych motyli
będzie nas prowadzić

Pójdziemy aleją
uniesienia
Pszczoły świerszcze
i wiatr
rozbudzą umarły
koncert sprzed lat

Wiara
W przeźrocza
W przedsionki kobiecości
W półmroku bezsilności
W chwiejącą się bezradność
Zaczął posuwać kroki
Zmierzając wyboistą drogą
Wierzył że dojdzie
Do mety
Z nią – przemienioną
Wczoraj biedną
Dzisiaj duchowo bogatą

Niezaproszony
Przytulił się do drzwi
mego życia
i ujrzał przez szparę
ocean łez
garść fioletowych słów
nogi z jedwabnych nici
i ścieżkę ciemnej zagłady

chciał drzwi usunąć
i wszystko przemienić
lecz wiedział że nie może
nie został zaproszony

Aktorka
Chciała być nią
królową bez mienia
więc weszła w zachwyt
upiększenia

Minęło kilka miesięcy
lat kilka
upadła
wstać nie umiała

Chcę wrócić do siebie
do siebie-krzyczała
chcę ujrzeć wolność
tę którą miałam

Lecz życie wrzasnęło
chcesz wstydu mi przynieść ?!
masz grać królową
tę którą tak chciałaś

Niespełnione marzenia
Wsiadała
drzwi zamykała
wierzyła że będzie tam
lecz jesień za nogi
ją  pochwyciła
mgłą ręce opatuliła
staruszek
z siwą brodą
przydał jej lat
paparazzi  po kątach
zdjęcia strzelał
i nic jej odlecieć
nie pozwalało

Miłość
Na skraju rzeki
Miłość na nich
Czekała
Chciała szumem
Wody zatriumfować
Ale nie umiała
Rzuciła tylko
Koszyk białych
Pereł na szczęście
Mówiąc
Weźcie je
Na szlak swego życia
A kiedyś
U krańca drogi
Zawiążcie korale
W podzięce

 

Rafał Stanisław Bańka "baumer"

HALIFAX  nr. BB 438

Straszliwe zgnieść musiały Ich siły
gdy skrzydła się wreszcie w ziemie wbiły
płomieni otuleni kocem , stalowym przygwożdżeni grotem
jak Chrystus w belki swego krzyża.

Co czuli kiedy śmierć się zbliża?

Oprócz  potu z benzyny i krwi...jęku kolegi i stopionych  drzwi...
gdy silnik kaszlał już skowytem tęsknym
za sobą wlekli już pióropusz gęsty ,kiru żałoby ten ogon ponury
mijając wioske spod Sadkowej Góry.


Kogo w swych myślach wtedy przywołali ?
 w ostatnim locie-  słusznym boju

Im zawdzięczamy  czas pokoju

Bo Oni przyszli prosto z chmur
przez las piorunów, przez grad kul
z lotnisk Italii poprzez burze
by skończyć lot w Sadkowej Górze
i spleść się z ziemią nieojczystą


Przecięli ziemie jak niebieski pług
by płonąć potem jak ofiarny stóg.


Czy to przypadek ,ze skrzydlaty ptak...
Jest na tle nieba niczym Chrysta znak ?
ofiarny fenix ,który w ziemi tkwi
co nam wywalczył dziś pokoju dni.

Wrzące opary połykały usta
twarze w grymasach ,pokrwawionych  lustrach
w oczy patrzyly odbicia  bliżniacze
jeden już umarł,inny wtedy skacze...
Czyje Ich wtedy żegnało oblicze ?
kiedy u kresu dni kończyli życie ?

Krwawo pękały topione zwierciadła
a kiedy ranna maszyna już spadła
ognista gwiazda i swoim kolosem
germańskim srogo uderzona ciosem
kadzidłem chwały kadząc dom i zboże
w swoje objecia racz Ich przyjąć Boże
historii tej dając epilog

Chcieli ratować  kraj sponiewierany
I  niech IM szumia  pieśń tę złote łany

Bo Oni przyszli prosto z chmur
cięci burzami, cięci gradem z kul
w ogniu krzyżowych świateł reflektorów
szukając grobu w sandomierskich jarach
dla ciał (bo dusza w niebiańskich hangarach)

Pamięć żołnierzom sojuszniczych armii
daniną życia swego wolność nam wydarli
jęk sie Ich splatał z metalicznym zgrzytem
kiedy sie wbili ognistym kopytem
cięci ostrzami blach stalowych noży
Piloci RAFU rycerze przestworzy.

11 lipca 2017


PIEŚŃ CYGAŃSKO-CYRAŃSKA
~derib | poezja / wiersz wolny

jadą wozy kolorowe ,jadą mącą koła w głowie
jadą wozy wolnych ludzi żaden trud ich dzisś nie truudzi
konie graja kopytami kurz tej drogi tańczy z naami
brzeczą kubki i patelnie
slużmy swej wolnosci wiernie

ogień tańczy na popasie suknie piękne w całej kraasie
iskry tancza i wiruja to cyganie konia kuja
wiersz sie wtyrwał dziś Papuszy - to jest cząska romskiej duuszy
las korona tu przygrywa -prosta droga chociaż krzyywa


bies cygański ma kapelusz (ich w taborze jest niewieelu
na starym rowerze jedzie kurs wytycza Im na przeedzie
twarz ma czarna niczym sadza dzisiaj jest cyganska wladza!!
jedzie tabor widmo ,duchy ,ledwo we mgle widac ruchy...

jedzie tabor...


ROZROST
~derib | poezja / wiersz wolny

Świecące oczy smoka
Przeszywający wzrok
Niczym pięść, co spada z wysoka
By cie strącić w mrok

Gardziel, co samotnością zieje (a czarna jest jak smoła),
Wchłania samotność garśćiami, pomocy czasem zawoła:

"Tak bardzo czekał na Ciebie!"
"Tak bardzo mu Ciebie zabrali!"
Zaszyli Twe serce Mario

w plastikowej lali

I nie ma dla niego Maniu
Niczego, co byłoby warte
Bo serce pełne gniewu
(Prawie na trzy czwarte)

Gardziel, co samotnością zieje (a czarna jest jak smoła),
Wchłania samotność garśćiami, pomocy czasem zawoła:

"Tak bardzo czekał na Ciebie!"
"Tak bardzo mu Ciebie zabrali!"
Zaszyli Twe serce Mario

w plastikowej lali

Serce, co pełne żółci
Co w dusze się mu wlewa
"Po co to było?!" - woła
Zamiast radośnie śpiewać

Gardziel, co samotnością zieje (a czarna jest jak smoła),
Wchłania samotność garśćiami, pomocy czasem zawoła:

"Tak bardzo czekał na Ciebie!"
"Tak bardzo mu Ciebie zabrali!"
Zaszyli Twe serce Mario

w plastikowej lali

05-09-2015

WIEM
~derib | poezja / wiersz wolny

Przyjde do Ciebie
gdy Ty bedziesz z nim
i powiem Tobie:"ja juz wszytko zrozumialem".
A Ty pozwolisz mi odejść.
Jak ja pozwoliłem odejść Tobie
I Tylko twarze naszych dzieci
Jak dwie samotne wyspy
Ja my-dwie ziemie sobie wrogie
I nie pomoże świety Walenty
Nikt z nas nie był i nie jest święty
choć świętym każdy być powinien
Przyjde do Ciebie
Gdy żyw troche jestem lub gdy całkiem zgine

Wybacz mi prosze
Co złe nie pamiętaj
Wierze,że kiedyś sie spotkamy
Ja święty
i Ty-święta



PAMIĘCi Iana Curtisa

w czarnej prochu chmurze lecisz ku górze Ianie
czarna chmurą prochu moszcząc niebiańskie posłanie
z trójkąta bólu wyborów Twe wyrwanie
Twój koniec i odlot
jak skończone pranie

29-08-2014


DARIUS KENNEDY BLUES

25 zbrojnych na człeka jednego
(strzelali by sie bronić,mój drogi kolego?)
On sam w rozpaczy i z nożem jedynie!
Opedzał się od zgrai(czy wiedział,że zginie?)
Czy ćpal,czy zabił,(jaka Jego dusza?)
25 (!) zbrojnych zabiło Dariusa.

I choćby kradł i zabił, nie wiem jaka wina
Postrzelać lubi sobie każy SUPERGLINIARZ.
Tłumy przechodniów tę scene kreciło
Celując aparatem w Dariusa,gdy ginął
W centrum wydarzeń, powiedzą,że byli
Śmierć chociaż Twoją, Darius uwiecznili

Czy kradł czy zabił? Jaka to przyczyna?
Że ogień otworzył wtedy każdy glina?
Czy za kolor czarny?Zakręty życiowe?
Czemu Darius zginął?Jaka jest odpowiedż??
Strzelili niemal salwą (do człeka jednego!)
Zabili więc Dariusa ,tak jak Kennedy'ego.

Czy ćpał,czy zabił-cenne każde życie.
Medal za odwagę ?medal za zabicie...


fakt z 14.08.2012 z krainy Wschodnich Stanów Pier...Ameryki ( USA )

streścił -CKS rav

20.082012


 W "MOIM" KRAJU (RYM)
~derib | poezja / formy klasyczne

W "moim kraju" co na Bożym globie,
pod Bożym niebem-
nie odpoczniesz sobie.
Podatek od szopy, dobroci i duszy
w nadwislańskim kraju-oddać władzy musisz.
Działka prywatna!
Droga państwowa!
(Od "działka prywatna" Boże mnie uchowaj.)
Oddycham za darmo,jeszcze to zostało.
Nie wiem na jak długo?
Bo ciagle IM
mało


"Ciągle im mało,mało, mało mało..."

ps.Kinga ,tak Cie kocham
tak mi ciebie brak
Ale z ciebie suka
niech cie trafi szlag...


ravcks'-17 lipiec 2012



NAZWISKO NIEZNANE

Miałkie umysły
podłe serca...
Miecz uczyniłem z cienia wiersza
Do tych co sprawe te miarkują
Z szacunku dla Tych co w więzieniach
bez rodzin swoich, dzieci ,żony

Wrzucam te karte czyniąc
akt swój
obywatela i sumienia
W pamieci mając utraconych.
Dla Nich
bo mówił mi tak ksiądz ambony.
Skorupka
z czaszką przetrąconą.
i krzyż tu stawiam nie lewakom
i innym frakcjom podejrzanym.
Krzyż tu swój stawiam Wam
Polakom
w leśnych ostepach pochowanym.
i krzyż swój stawiam grobom Lisa,mscicielom
świetym utraconym
do Was Ojcowie wołam dzisiaj
choć sfrustrowany i zmęczony:

I krzyż rysuje
X
Duszom leśnym
Lwowa dziecieciom mi nieznanym
bo wymarzyli to co dzisiaj
czasem "wolnością" nazywamy
amen

19 pazdz 2011


WAHADŁO z ALEI SZUCHA
~indiarav | poezja / formy klasyczne

NIE WIEM JAK WYGLADAJĄ PLECY
PO CIĘŻKICH UDERZEŃ WAHADŁEM
GDY KOCUR NADCZŁOWIEK JAK W BĘBEN
UDERZAŁ WAHADŁEM ZAJADLE.
RAZ PIERWSZY OD DNIA TAMTEGO
KĄPIEL W KLOZECIE JEST MĘKĄ
ODDAJĘ MĘŻCZYZNIE,KOBIECIE
(W TRAMWAJU NA SZUCHA) CHLEB SWÓJ.
SAM KARMIONY UDRĘKĄ.

13 grud 2010


POETA ZABITY
~indiarav | poezja / wiersz wolny

Grześ Przemyk zabity
zomo niekarane
W Kraju, gdzie psa zabij-
2 lata dostaniesz.

40 razów pałą
od wron zwyrodniałych
smierteny makijaż
oto kraj nasz cały


Oświadczenie sączy TV
Szyk pełen i para.
Poeta zabity -
Kolejna ofiara

Na próżno tu sensu
i logiki szukasz
nie w czas i nie w miejsce trafił
taka to nauka


Wiare zamordować-za to wyrok drugi
Za Grzesia Przemyka przedawnia sie długi

02-08-2010


wiersze powstały w latach 2002-2017 z duszy a spod ręki Rafała Stanisława Bańki z Mielca ps."Baumer" (na digart.pl jako derib indiarav)

Rocznik 1990. Jestem kawalerem, zaszufladkuje się jako humanista. Interesuje mnie człowiek, świat, życie, relacje. Wszystko to co transcendentne – immanentne. Pociąga mnie integracja wszelkich dziedzin życia, stwarzanie podstaw mentalnych zdolnych uporządkować cały ten bałagan ludzkiego „ widzi Mi się” Głęboko wierzę w to, a nawet jestem święcie przekonany, że każdy z nas od ameby po korę nową jest transcendentnie tym jednym jedynym Ojcem-Matką. ZEN.

Maluje, Tańczę, Śpiewam, Rzeźbię, Gram, Kocham, Upadam, Wstaję, Marzę, Cierpię, Żyję, Umieram. W szkole jakoś specjalnie się nie wyróżniałem. Trenowałem Siatkówkę w szkole sportowej w Rzeszowie, Jeździłem stopem, chodziłem po górach, pracowałem w klasztorze, medytowałem w ośrodku ZEN, piłem , paliłem , a teraz, no właśnie Co Teraz ? Być.


Rodzina

Przyjdź, do mnie, w osnowie nocy.
W komunii mroku, cierniowa korono.
Ojca śmiertelnych ,odkupiciela miernoty.
W spokoju, nocy ciężar minionych.
Orgii i trosk.
W stosie tajemnic, płoną.
Bez przerwy,
Tkaniny rwące, kończyny.
Bezsenne noce.

Rodzina w święto, obrzuca się błotem.
Westchnie nerwowo, samotnie.
Papieros, dopali się sam.


Ciężar

Niosąc, na barkach, minionych nocy ciężar.
Wreszcie, przekracza próg swych tajemnic.
Ufa już temu, co tak swobodnie powstaje.
Potrafi podnieść się, ze zgliszczy swych potknięć.
Frunąć wysoko, ponad zwierciadłem swych pragnień.
Kocha, zrozumiał swą przeszłość.
Ma siłę, iść dalej.

Iść tam, gdzie nikt jeszcze nie był.


Zakonnik

Karmiczne niemowlę, bez tchu i nadziei.
Wykrzyczy swe troski, w zupie oddechu.
Pierwszy raz, od wieków w chwili wolności.
Zmieli swe kości, olbrzym mu w głowie.
Stopień pokrewieństwa ,człowiek – bestia.
Mistrz, okrucieństwa,

Zakonnik.


Idole

Nie, zachowuję się wcale.
Rozpuszcza się, nieśmiały ocen.
Bezpieczny. Wybawca, śmiertelnych.
Nie, ma miejsca na słowa.
Nie, słyszy już.

W głowach, idee kunsztu się rodzą.
Płoną, ogniem, żałośnie
Boga pragnienie.
Dzieciątka, Jezus.

Chrystusem, To
Dotykaj
Spożywaj – To, ciało .
To miejsce, Ono Jest.
Życie.
żółć wylej!
Uprzedzeń zasłonę.
Wspomnień,
Odetnij kupony.
A kręcą się głowy Tak,
na Nie, Butnie !
W formie sprzeciwu,
lęku
Tłumnie !!!
nunc stans
nunc stans
nunc stans
Nie będziesz miał cudzych
Bogów prze de mną.


Łza

Dziękczynienie trwa…
W chwil skromnych oddechem.
Żyje, kto? Czemu ? i po co?
Nie ważne!
W wieczności zmiana,
Najbliższą oblubienicą śmierci,
W nieustającym tańcu przeciwieństw,
Odnajduje na nowo.

Łza,
miłując stworzenie


Światło

Iskrzące słońce, na horyzoncie,
porusza najgłębsze przestrzenie,
we mnie. Wschodzące,
Jest pięknie, jak chcesz, to nazwij.
lecz słów brak, tu ma - znaczenie.
Pewnie tylko cisza, zna odpowiedź.
Zna ją prawdy, brzmienie.
Tak wiele, chciałem dostać.
Teraz, Nie wiem.


Słowik

Niemy głos wszechświata
szepcze w moim wnętrzu,
z troską podpowiada
co unosi się w powietrzu.
To nie świat, jest zły,
to Ludzka materia,
zagubiona gdzieś,
pośród cudów i piękna.


Befsztyk

Gdzie? zrodziła się nienawiść.
Ssak, drapieżnik, pragnąc żyć,
pragnie również zabić?
Gdy instynkt szepcze,
w zakamarkach ciała,
szanuj, krew, formę,
która przeżyć ci pozwala,
byś żył ,życie swe, na twe barki składa.
Tak, to ta ,oto życia strawa.
w kręgu życia piękna ,
choć w tych trzewiach, spokojna i cicha,
z powrotem w objęciach, do ziemi trafi,
by wstać, wzlecieć, wzrosnąć
nie po to by zabić.

Justyna Żelazo
Urodzona 18 października 1989r. w Knurowie, z wykształcenia geodeta, nauczycielka zawodu w Zespole Szkół Budowlanych w Mielcu, a prywatnie ciekawa świata, często wędrująca górskimi szlakami, niespokojna dusza. Wiersze i prozę publikowała wcześniej na łamach raciborskiego Almanachu Prowincjonalnego.

Dolina Końca

ósma zero trzy.

unosząc się z popiołu mgły
ranni ludzie idą

w dolinie końca
ranni ludzie idą

rozpięta ona
pomiędzy wzgórzami bloków
szumiącym strumieniem głów
wyżłobiona

dołem
ranni ludzie idą.

ten z prawej szybko.
jeszcze go goni
senny omam szarży koni.

ta z lewej
z kwitkiem odprawiona,
zastanawiająca
ona.

jest ich więcej,
który pierwszy,
który prędzej.

zostawiają ciepłe słowa
jak bułeczki,
gnając cicho
coraz ciszej
w Niewiadomo.



Nawrócenie po przejściach

jak się zapętliłam
jak ja się okropnie zapętliłam

spłonęły moje pamiętniki
w ogniu pieca węglowego

jak się rozwinęłam
jak ja się okropnie rozwinęłam

tam gdzie należy, czyli
w kierunku niczego.

kamienie węgielne
położone
w fundamencie mojej grozy
moje wspomnienia
i wasze ciała
leżą w tych samych
opałach.

przesiewałam je ukradkiem
przez maleńkie sito
ale papier i płomień
to tylko

popiół.

ogień niczego nie oczyszcza
gromi, odrywa, gryzie
oto zgliszcza.

co mi z siebie zostało?
ostygły kołtun
martwego feniks


Panu Prezydentowi, epitafium kwietniowe

ta ziemia wcale nie jest taka płaska
kępa lasów, tu pagórek z niej wyrasta
w dotyku miękka, czarna, ił
pachnie jak proch, krew i dym

bez zdziwienia popatrzyłeś na szeregi
które stoją dość milcząco w miłej mgle
przecież takie powitania są na miejscu
w taki dzień, przy takim odejściu

uśmiech tylko przygasł Ci na chwilę
bo mundury są w zieleni jakiejś zgniłej
bo salut wymierzony w oficerską skroń
jest jak przyłożona do ich głowy broń

krzyczałbyś żeby nie strzelać,
ale dziś już nic nie krzyczysz
milczysz tylko pełny krzyku,
krzyk wymyślasz w ciszy.

pierwszy krok stawiasz na dywanie odchodzenia
spoglądając w twarze szare ze zmęczenia
liczysz ile lat czekali tu na Ciebie
by się znaleźć na rozkaz w oficerskim niebie

i nadszedł w końcu rozkaz, ostry, drżący
z Twojego gardła urodzony, żywy jakby dla żyjących
ruszyli marszem depcząc za sobą proch ziemi
nie zostawiając w niej śladów, nie poruszając kamieni

odeszli, a Ty myślisz, że jesteś już sam
ale nie, tłum przyjaciół gromadzi się u bram
pierwsza radość się miesza, z rozpaczą tej chwili
bo nie chcesz ich tu widzieć - chcesz, żeby żyli

krzyczałbyś żeby wracali,
ale dziś już nic nie krzyczysz
milczysz tylko pełny krzyku,
krzyk wymyślasz w ciszy.


Jeden strach

jeszcze jeden we mnie strach
że pamiętać przestanę
twoją prawdziwą twarz

że będziesz dla mnie krzyżem
płótnem, ozdobnikiem
w takiej chwili: obojętnej
tym co martwe i wyryte

odejdziesz powoli, pozwolisz
oglądać swoje, coraz mniejsze plecy
a z mojej słonej niegdyś soli
kryształy pozostaną,
mdłe jak proch i mętne

jeszcze jeden we mnie strach
że dziś jest chwila obojętna
że właśnie teraz tracę smak
patrząc na drogę, która kręta

przenosi cię w zaświaty
z obrazów, sklepień, desek
pełne odprysków i spękań
suche, pradawne, niedostępne.


Monolog jeszcze nie zagrany

albo ciemna albo jasna
nawet nie chcę lustra
albo coś we mnie jest
albo jestem pusta

albo słońce albo śnieg
patrzy na mnie z okien
albo nie wiem albo wiem
czy jestem człowiekiem

albo krok albo sen
albo noc albo dzień
złapie mnie albo nie
głupi albo ten co wie

czy się dam czy odwrócę
czy ucieknę czy powrócę
czy się poddam czy postawię
w twoje ręce to oddaję

w twoich dłoniach pozostawiam
żal i radość - wszystko na raz
moją kruchość moją stałość
moje to co pozostało

możesz okraść mnie do naga
lub kłamstwami otumaniać
zranić oddać i pochować
proszę nie każ ... decydować.


Plac Zbawiciela

oto brukowany czarnym granitem
Plac Zbawiciela
depczą go tłumy gapiów,
nie z przypadku
 
pytają między sobą niepewni
czy, aby który z nich
przed chwilą nie umarł

okazuje się, że wszyscy umarli
a ja stoję pośród
i nic nie rozumiem

podjeżdża miejski autobus
rozlega się szmer nie do zniesienia
kto zdoła wsiąść ten pojedzie
do nieba

pchają się wszyscy, ale ja
chcąc jeszcze trochę ugrać
bo nie jestem pewna
żadnego ze swoich uczynków
przepuszczam ich przodem

mówię sobie: to niby nic
a jednak coś dobrego,
każdy gram się liczy.

a potem, patrząc przez duże
trochę brudne szyby
oglądam się na tłum, który został
choć przepuściłam wszystkich

milczę, a on mnie wiezie
do złotej furtki zbawienia,
bo choć ładna, nie jest wielką bramą
raczej kojarzy się z niewielkim
przejściem do ogrodu mojej babci

zawiasy nie skrzypią

jeszcze tylko kilka miłych formalności
jakieś papierki do podpisania
i jestem

pamiętam tylko, że były białe.
nie plamiło ich żadne słowo czy kreska
piękny papier.

na znak próżności uśmiecham się:
czy to pierwsze,
czy ostatnie amen?

Domy nasze

czy - mimo wszystko
nie zbudowaliśmy domów marzeń?

ich fundamenty mają
zmienne twarze
ale w gruncie rzeczy
i z zaprawy takiej samej

czy - mimo wszystko
przed wiatrem nas nie chronią?

ich mury solidarne
związane chmurą burzową
ale chociaż runęły
są wsparciem i osłoną

czy - mimo wszystko
nie jesteśmy w nich wolni?

ich okna otwarte
wyłamane zamki od drzwi
ale wyrwano je dla nas
byśmy wejść i wyjść mogli

czy - mimo wszystko
gwiazdy nad nimi nie spełniają życzeń?

ich dachy pozwolą nam
przez strzechy półprzezroczyste
ale na tyle mocne
że staną tam

i powstaniec, i tatar, i skrzypek.


Potrzaskane

prawie wieczór
błyska awantura w oknach
przekleństwem
kura zmokła.

płaczą szyby
na kwaśno stłuczone
szkoda mi ich
ale nie otworzę.

tamte słowa, które sobie
nawzajem wbiliśmy
przeszywają na nowo
porozumień nitki.

ten szew jest wcale
niegeometryczny
tam w kącie rozprute leżą
szmatki naszych myśli.

mimo to

po sobie tylko znanej
drodze zakończenia
przebiega promień czysty
suszy łzy szyb
jego ciepła nadzieja.

przebiła naszą przestrzeń
ostra igła słońca
bierzemy ją do siebie
nie ma końca.


Eksport

wyeksportowałam moją pamięć
do chmury nad głową
i sięgam tam w chwilach
gdy najdzie mnie chęć

by chmura wydała
odpowiedź gotową
na haczyk pytajnika
albo pytajników sieć

wyeksportowałam swoje bogactwo
do skarpety zero – jedynkowej
tam żadna stopa nie stanie
nieuprawniona

zapachem pieniędzy
niechętnie obdarzy
a tylko dyskretnym „pik”
i przyzwoleniem monitora

wyeksportowałam przyjaciół
do takiego albumu zdarzeń
dzieje się tam dużo
i tylko wtedy gdy chcę

wiem co u nich
kiedyś i teraz
mam nasze urodziny
pogrupowane po pięć

coś zostało
kręci smętnie nosem
nie wie co robić
w takiej wielkiej ciszy

mruczy, że wierszy
dawnych nie pamięta
szelestu banknocików
i jak Marta krzyczy


długo szukałam ale jeszcze
nie wymyślono języka
w którym można by serce
z siebie wynieść i zapisać.


Słowo

zanim noc
i pierwotny dzień
zanim otworzyć oczy
zanim zapaść w sen

zanim pierwsze kiełki światła
dzieci irysów
kijanki błękitu

zanim piski, trele, trzaski
mimowolne ochy, achy
zanim pocałunek brzasku
i skomlenie na dachu

było słowo.

ale strach je wypowiedzieć
dreszcze mnie przechodzą
na samą myśl.

bo ona pyta
strasznie pyta

a co jeśli
jeśli

było słowo: nic?

 

Please publish modules in offcanvas position.